Artykuł

Grzegorz Stępniak: myślę o jak najszybszym powrocie do ścigania!

Zachęcamy do przeczytania rozmowy z Wicemistrzem Świata z 2019 w motorowodniej klasie OSY400, który w sobotę uległ wypadkowi podczas treningu. W rozmowie z motorowodniacy.org Grzegorz opowiada o tym zdarzeniu, ale przede wszystkim dzieli się dobrymi informacjami na temat swojego stanu zdrowia i planami na sportową przyszłość.

W minioną sobotę. podczas treningu na Zalewie Zegrzyńskim, doszło do groźnie wyglądającego wypadku Grzegorza Stępniaka – reprezentanta Polski, zawodnika klubu TKKF Wodnik. Z relacji świadków - członków teamu naszego zawodnika -  wiemy tylko tyle, że z niewyjaśnionych przyczyn hydroplan pędzący po wodzie z dużą prędkością (około 100 km/h) nagle rozpadł się, a zawodnik wyleciał z kokpitu i przez około 20-30 metrów odbijał się od lustra wody. Grzegorz został przetransportowany śmigłowcem do jednego z warszawskich szpitala. Na szczęście szybko okazało się, że obyło się bez poważniejszych urazów (wstrząśnienie mózgu i pęknięte żebro). Po trzech dniach obserwacji został wypisany do domu.

Dobrze, że już można z Tobą spokojnie porozmawiać, bo trochę się martwiliśmy… Zanim zapytam o sobotnie zdarzenie, powiedz jak się czujesz?

Grzegorz Stępniak, reprezentant Polski w sporcie motorowodnym: Właśnie wracam ze szpitala (wywiad był przeprowadzony we wtorek). Cieszę się, że zaraz będę w domu, trzy dni na oddziale zupełnie mi wystarczą (śmiech). Zdecydowanie wolę własne łóżko. Czuje się dobrze, jestem mocno poobijany, ale dobrze, że tak się to skończyło i wszystkie kości są na miejscu.

Co pamiętasz z tej pechowej soboty?

Wszystko, do momentu samego zdarzenia. To były rutynowe działania. Zaplanowaliśmy trening. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane – ja gotowy, łódka gotowa, moja ekipa gotowa, zabezpieczenie na lądzie i wodzie. Testowaliśmy różne ustawienia, szukaliśmy jak najlepszych rozwiązań, bo najbliższe zawody już pod koniec tego miesiąca. I nagle, przy maksymalnej prędkości, film się urwał… To musiał być ułamek sekundy, bo kompletnie nic nie pamiętam. Moi koledzy opowiadają, że moja łódka po prostu rozpadła się. Nie znamy przyczyn, szukamy ich.

Taki incydent może wybić wyścigi z głowy?

Nie z mojej. Wiele lat uprawiam ten sport, wiele przeszedłem i mam swoje doświadczenia. Generalnie, w tego typu aktywności jest wliczone pewne ryzyko, w końcu to sport ekstremalny. My to ryzyko na zawodach, czy podczas treningów staramy się niwelować, korzystając z doświadczenia, odpowiedniego przygotowania, odpowiedniego zabezpieczenia i sprzętu. Ja mogę zapewnić, że już myślę o jak najszybszym powrocie  do ścigania. Nie wyobrażam sobie życia bez zawodów motorowodnych. Mam jasne cele i ich się trzymam. Mam też mocne wsparcie mojej żony Moniki i córeczki Liliany. Wiadomo, że po takim zdarzeniu żona ma pewne obawy i raczej wolałaby, żebym sobie dłużej odpoczął. Ona jednak wie, że sport motorowodny to ważna cześć mojego życia i na pewno nadal będzie mnie wspierać.

To kiedy powrót na wodę?

Jak najszybciej. Problemem w tym momencie jest sprzęt. Takiej łódki nie można kupić w sklepie. To sprzęt przygotowywany na zamówienie u wyspecjalizowanych producentów, których jest dosłownie kilu na świecie. Jak tylko zbiorę siły, rozpocznę poszukiwania. Może coś się uda trafić, ale to nie będzie proste. Poprzednia łódka była super maszyną, która dawała mi możliwość walki na mistrzostwach świata, czy Europu o medale. Nie poddajemy się jednak i wierzę, że coś wykombinujemy.

Sezon w Polsce miał się dla ciebie rozpocząć pod koniec czerwca, na zawodach w Chodzieży. Będzie zmiana planów?

Start w Chodzieży raczej jest niemożliwy. Właśnie z powodu braków sprzętowych. Mam jednak taki pomysł, by na te zawody pojechać w innej roli, nawet jako kibic, bo tęsknię za tą niesamowita atmosferą, za znajomymi z DEPO (park techniczny – przyp. redakcja). Przy okazji chciałbym podziękować  za tyle ciepłych słów w ostatnich dniach. Po wypadku kontaktowali się ze mną telefonicznie i za pośrednictwem facebooku zawodnicy, sędziowie, organizatorzy zawodów, ludzie pracujący w naszym Związku. To było naprawdę budujące. I każdy mówił – do zobaczenia na zawodach. To jak ja mógłbym z tej przygody zrezygnować?  Po prostu nie biorę tego pod uwagę!

To ja też mówię – Grzesiek, do zobaczenia na zawodach!

***

(Rozmawiał Adrian Skubis; zdjęcie Adrian Skubis)

 

			
			object(Articles)#20 (11) {
  ["active"]=>
  string(1) "1"
  ["add_date"]=>
  string(19) "2021-06-10 09:27:22"
  ["categories"]=>
  array(4) {
    [0]=>
    array(3) {
      ["category_id"]=>
      string(1) "1"
      ["category_name"]=>
      string(9) "Wakeboard"
      ["category_url"]=>
      string(9) "wakeboard"
    }
    [1]=>
    array(3) {
      ["category_id"]=>
      string(1) "4"
      ["category_name"]=>
      string(13) "Skutery wodne"
      ["category_url"]=>
      string(13) "skutery_wodne"
    }
    [2]=>
    array(3) {
      ["category_id"]=>
      string(1) "2"
      ["category_name"]=>
      string(17) "Narciarstwo wodne"
      ["category_url"]=>
      string(17) "narciarstwo_wodne"
    }
    [3]=>
    array(3) {
      ["category_id"]=>
      string(1) "3"
      ["category_name"]=>
      string(17) "Sport motorowodny"
      ["category_url"]=>
      string(17) "sport_motorowodny"
    }
  }
  ["content"]=>
  string(5167) "

W minioną sobotę. podczas treningu na Zalewie Zegrzyńskim, doszło do groźnie wyglądającego wypadku Grzegorza Stępniaka – reprezentanta Polski, zawodnika klubu TKKF Wodnik. Z relacji świadków - członków teamu naszego zawodnika -  wiemy tylko tyle, że z niewyjaśnionych przyczyn hydroplan pędzący po wodzie z dużą prędkością (około 100 km/h) nagle rozpadł się, a zawodnik wyleciał z kokpitu i przez około 20-30 metrów odbijał się od lustra wody. Grzegorz został przetransportowany śmigłowcem do jednego z warszawskich szpitala. Na szczęście szybko okazało się, że obyło się bez poważniejszych urazów (wstrząśnienie mózgu i pęknięte żebro). Po trzech dniach obserwacji został wypisany do domu.

Dobrze, że już można z Tobą spokojnie porozmawiać, bo trochę się martwiliśmy… Zanim zapytam o sobotnie zdarzenie, powiedz jak się czujesz?

Grzegorz Stępniak, reprezentant Polski w sporcie motorowodnym: Właśnie wracam ze szpitala (wywiad był przeprowadzony we wtorek). Cieszę się, że zaraz będę w domu, trzy dni na oddziale zupełnie mi wystarczą (śmiech). Zdecydowanie wolę własne łóżko. Czuje się dobrze, jestem mocno poobijany, ale dobrze, że tak się to skończyło i wszystkie kości są na miejscu.

Co pamiętasz z tej pechowej soboty?

Wszystko, do momentu samego zdarzenia. To były rutynowe działania. Zaplanowaliśmy trening. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane – ja gotowy, łódka gotowa, moja ekipa gotowa, zabezpieczenie na lądzie i wodzie. Testowaliśmy różne ustawienia, szukaliśmy jak najlepszych rozwiązań, bo najbliższe zawody już pod koniec tego miesiąca. I nagle, przy maksymalnej prędkości, film się urwał… To musiał być ułamek sekundy, bo kompletnie nic nie pamiętam. Moi koledzy opowiadają, że moja łódka po prostu rozpadła się. Nie znamy przyczyn, szukamy ich.

Taki incydent może wybić wyścigi z głowy?

Nie z mojej. Wiele lat uprawiam ten sport, wiele przeszedłem i mam swoje doświadczenia. Generalnie, w tego typu aktywności jest wliczone pewne ryzyko, w końcu to sport ekstremalny. My to ryzyko na zawodach, czy podczas treningów staramy się niwelować, korzystając z doświadczenia, odpowiedniego przygotowania, odpowiedniego zabezpieczenia i sprzętu. Ja mogę zapewnić, że już myślę o jak najszybszym powrocie  do ścigania. Nie wyobrażam sobie życia bez zawodów motorowodnych. Mam jasne cele i ich się trzymam. Mam też mocne wsparcie mojej żony Moniki i córeczki Liliany. Wiadomo, że po takim zdarzeniu żona ma pewne obawy i raczej wolałaby, żebym sobie dłużej odpoczął. Ona jednak wie, że sport motorowodny to ważna cześć mojego życia i na pewno nadal będzie mnie wspierać.

To kiedy powrót na wodę?

Jak najszybciej. Problemem w tym momencie jest sprzęt. Takiej łódki nie można kupić w sklepie. To sprzęt przygotowywany na zamówienie u wyspecjalizowanych producentów, których jest dosłownie kilu na świecie. Jak tylko zbiorę siły, rozpocznę poszukiwania. Może coś się uda trafić, ale to nie będzie proste. Poprzednia łódka była super maszyną, która dawała mi możliwość walki na mistrzostwach świata, czy Europu o medale. Nie poddajemy się jednak i wierzę, że coś wykombinujemy.

Sezon w Polsce miał się dla ciebie rozpocząć pod koniec czerwca, na zawodach w Chodzieży. Będzie zmiana planów?

Start w Chodzieży raczej jest niemożliwy. Właśnie z powodu braków sprzętowych. Mam jednak taki pomysł, by na te zawody pojechać w innej roli, nawet jako kibic, bo tęsknię za tą niesamowita atmosferą, za znajomymi z DEPO (park techniczny – przyp. redakcja). Przy okazji chciałbym podziękować  za tyle ciepłych słów w ostatnich dniach. Po wypadku kontaktowali się ze mną telefonicznie i za pośrednictwem facebooku zawodnicy, sędziowie, organizatorzy zawodów, ludzie pracujący w naszym Związku. To było naprawdę budujące. I każdy mówił – do zobaczenia na zawodach. To jak ja mógłbym z tej przygody zrezygnować?  Po prostu nie biorę tego pod uwagę!

To ja też mówię – Grzesiek, do zobaczenia na zawodach!

***

(Rozmawiał Adrian Skubis; zdjęcie Adrian Skubis)

 

" ["id"]=> string(4) "1713" ["intro"]=> string(385) "

Zachęcamy do przeczytania rozmowy z Wicemistrzem Świata z 2019 w motorowodniej klasie OSY400, który w sobotę uległ wypadkowi podczas treningu. W rozmowie z motorowodniacy.org Grzegorz opowiada o tym zdarzeniu, ale przede wszystkim dzieli się dobrymi informacjami na temat swojego stanu zdrowia i planami na sportową przyszłość.

" ["promo"]=> NULL ["promo_photo"]=> string(3) "jpg" ["region"]=> string(2) "pl" ["title"]=> string(68) "Grzegorz Stępniak: myślę o jak najszybszym powrocie do ścigania!" ["url"]=> string(62) "grzegorz_stepniak_mysle_o_jak_najszybszym_powrocie_do_scigania" }
background